Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—   139   —

— Nieszczęście!, — krzyknęła — Jam, naprawdę już starucha!
I podczas, gdy Fitzke śledził ją osłupiałym wzrokiem, dalej badała swe oblicze. Cóż pozostało z dawnej urody? Resztki, ledwie nędzne resztki. A i te rychło znikną...
— Starucha! — wyszeptała — Starucha...
Odskoczyła raptem od zwierciadła, zakrywając twarz rękami.
Przemiana, której uległa Elżbieta, dawała się wyjaśnić nader prosto. Swego czasu, gdy wmówił w nią obłąkany astrolog, że dzięki jego eliksirom zachowa wieczną młodość, nastąpił w niej jakiś psychiczny wstrząs, nie mający oczywiście z praktykami mistrza Atrefiusa nic wspólnego, a który pozwolił jej tę młodość, w rzeczy samej zachować. Historja zna liczne przykłady podobnych wypadków i każdy, kto chce długo być urodziwym i młodym, może nim pozostać, byle szczerze tego pragnął i święcie wierzył, że stać się to może. Działa tu siła woli i wyobraźni — i te czynniki, a nie potworne mikstury, tak długo podtrzymywały Elżbietę. Gdy wiara zaś ta ginie pod wpływem duchowej depresji, człowiek załamuje się i w przeciągu kilku godzin staje się stary. Oto była tajemnica urody hrabiny, która przetrwała próbę lat i tajemnica jej nagłego zestarzenia. Mistrz Atrefius przeniósł się do wieczności, czy też na łono Lucypera, nie pozostawiwszy gotowego eliksiru, nawet recepty. Nic już w przekonaniu Elżbiety nie mogło jej uratować przed niszczącym zębem czasu — przeraziła się, straciła dawną pewność siebie i przemieniła w staruchę!
Rzecz prosta, na chwilę nie przychodziło jej do gło-