się z nim! Inaczej pojawiłby się na czele całego oddziału, chcąc wywrzeć zemstę. W razie czego, nasi hajducy łatwo mu poradzą. A nie wpuścić go, to znaczyłoby odrazu wzbudzić podejrzenia...
— Lecz, skąd tu się wziął? Wszak nigdy mnie nie odwiedzał!
— Pewnie przejeżdżał przypadkiem! Księcia się trzymają różne fantazje!
Elżbieta milczała chwilę. Poczem, powziąwszy postanowienie, rzekła:
— Przyjmę Gabora! Jeno...
— Jeno? — podchwycił.
— Trapią mnie złe przeczucia! Polak nie odnaleziony. Ilona i Maryjka żyją!
Fitzke wykonał dziwny ruch ręką. Niby komuś głowę ukręcał. Hrabina patrzyła mu teraz prosto w oczy.
— Masz słuszność! — wyszeptała — Należy jaknajprędzej usunąć niedogodnych świadków! Podczas, gdy będę zabawiała Gabora rozmową, ty skończysz z niemi! Nawet, gdyby powziął odejrzenia, nic nie wykryje, nic nie dowiedzie. Zabaw się z niemi po swojemu i... do studni...
— Zabawię się... i do studni! — wykrzywił twarz w potwornym uśmiechu.
A kiedy odchodził, by spełnić swe ohydne, katowskie zadanie, które mu tak przypadało do smaku, księżna przechyliwszy się przez okno mówiła do oczekującego tam na jej rozkazy hajduka.
— Ale proś-że, miłościwego księcia Gabora! Wszak to mój krewniak i otworem dla niego stoją bramy Czeithy!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
— 141 —