Gabor przysunął się blisko do niej i zajrzał jej prosto w oczy.
— Wymienię wam ich! — rzekł, zmienionym głosem. — Bo, klnę się na Św. Stefana, gdyby w tem, co gadają, była choć część prawdy, zadusiłbym was własną dłonią. Nie zapominajcie, że wy i ja z jednego rodu Batorych.
Ale Elżbieta w swem podnieceniu nie zwróciła uwagi ani na wzrok, ani na słowa księcia. Już biegła przodem, w stronę wejścia do podziemi, wskazując mu drogę.
Najmniejsze nie grozi niebezpieczeństwo. Po Ilonie i Maryjce ślad zaginął.
Biegła w stronę wielkiej zamkowej sieni, gdzie jak wiemy, znajdowały się schodki, prowadzące do lochów, a ukryte za kominkiem.
Tem przejściem, zamierzała wprowadzić księcia, nie zdradzając mu tajemnic narożnej baszty.
Rozwarła drzwi. Ukazała się olbrzymia sień, przybrana różną bronią i rogami jeleni. A tam w głębi wielki komin.
Już miała Elżbieta podejść do niego, gdy wtem poruszył się sam, w swych zawiasach.
— Ach! — wykrzyknęła przerażona, ujrzawszy straszliwy obraz.
Ilonę wraz z Maryjką osadzono w zgoła innej celi, niźli w tej, w której znajdowała się nocy poprzedniej. Cela ta mieściła się w ogólnie znanej części lochów, ale nie można rzec, by skorzystały na tem uwięzione. Miast