Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
—   149   —

krat, zamykały ją drzwi mocne z niewielkiem okienkiem pośrodku, przez które od czasu do czasu zaglądał uzbrojony hajduk, niby sprawdzając, czy nieszczęsne nie uciekły. Bodaj, bardziej jeszcze ponurą i zbójecką miał minę od poprzedniej dozorczyni — starej jędzy, tak spostponowanej przez Jaśka — a w jego oczach nie wyczytałbyś żadnej litości.
Mało tego. Chcąc ostatecznie odebrać dziewczętom wszelką nadzieję, przykuto je łańcuchami do ściany. Wprawdzie było to nieco wygodniejsze, niźli okowy, rozkrzyżowujące wprost na murze, w jakie niedawno wtłoczono Górkę, lecz i te łańcuchy, niezwykle krótkie, nie pozwalały na żadną swobodę ruchu. Z trudem można było siąść na nawpół zbutwiałej słomie, zaściełającej podłogę celki, a o wygodnem wyciągnięciu się nie było nawet marzenia.
W takiej to straszliwej celi Ilona wraz z Maryjką spędziły całą dobę.
Wiedziały znakomicie, jaki oczekuje je los i nie łudziły się wcale. Górka wraz z Jaśkiem z pomocą nie przybywał, musiano wtedy i jego przychwycić w czasie ucieczki. Pewnie, osadzono w którymś z sąsiednich lochów — i młody szlachcic polski, jak i one, zginie.
Czasem tylko, z piersi Ilony, wyrywał się cichy szloch.
— Nieszczęsnam ja! — łkała. — Nieszczęsna! Na innych sprowadzam nieszczęście! Przezemnie Iwan życie postradał, ty teraz, Maryjko siedzisz w ciemnicy, a Górka i jego pacholik nie żyją! Czemuż litowałaś się nademną? Byłabyś wolna... i nie poginęliby tamci...
— Nie ma o czem gadać, panienko! — oburzała się Maryjka. — Nie dziś, to jutro w tem przeklętem zam-