Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

— Coście rzekli? — powtórzył Górka, dobrze nie rozumiejąc.
— Zbójecka jaskinia! Więżą ją... Ilonę... Pragnę Ilonę wybłagać, wyprosić...
— Kogo więżą?
— Ilonę... Pamiętajcie rycerzu... Pamiętajcie rycerzu, jeślibym zginął! Nic ponadto wam rzecz nie mogę, bo to przeklęte monstrum znowu tu spieszy...
W rzeczy samej, garbus nie dotarł do ganku, a jakby przypomniawszy sobie o czemś, zatrzymał się w pół drogi. Przypomniał sobie o owym dziwnym mężczyźnie i jemu teraz dawał znaki, żeby się zbliżył.
— Ej, dziadu! — krzyczał. — Nie nudź szlachetnego pana! Idź za Sandorem — tu wskazał na jednego z hajduków — do czeladnej izby! Później załatwimy nasze sprawy!
Nieznajomy puścił strzemię Górki i rzuciwszy mu ostatnie spojrzenie, jakby błagając o litość i pomoc, począł się oddalać. Lecz, zdawało się, że zdala biegnie jeszcze szept.
— Strzeżcie się... Strzeżcie, rycerzu...
W innym wypadku cała ta scena i przepojone niepokojem słowa zrobiłyby na Górce inne wrażenie i nie tak łatwo opuściłby nieznajomego. A potworny garbus; hajducy o ponurym wyglądzie, przejęliby go obawą. Ale posłyszawszy, że zamek zwie się Czeithe i należy do hrabiny Nadasdy, na wszystko spozierał innemi oczami. Choć bliższych szczegółów o hrabinie nie znał, to, co posłyszał w różnych węgierskich dworach, całkowicie wystarczało, aby wzbudzić do niej całkowite zaufanie i respekt. Elżbieta, hrabina Nadasdy, urodzona księżniczka Batorówna, miała być kobietą niezwykle urodzi-