Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
—   18   —

— Nie dworka... Nie dworka — powtarzał coraz więcej wzburzony. — Ale ona tu jest....
— Nic mi o tem niewiadomo!
— Jest, jasno hrabino! Wyście ją porwali i więzicie w tym zamku! Na własne oczy widziałem waszych ludzi, gdy ją uwozili! I ten garbus przeklęty był śród waszych hajduków — wskazał na Fitzka.
— Oszaleliście?
— Nie oszalałem jeszcze, choć czuję, że oszaleję. I pocoście ją porwali. Ona biedna, na okup nie ma..... Co chcecie z nią zrobić? Zaklinam was, miłościwa pani, powiedzcie.....
— Powtarzam wam, nieszczęsny człowieku, żeście oszaleli...
Jego nagle porwał gniew.
— Zaprzeczacie! Daremne są tu moje błagania! Lecz ta sprawa nie ujdzie wam tak bezkarnie, hrabino. Myślicie, że Ilona nie jest ze znakomitego rodu i nie znajdzie się nikt, żeby za nią się ująć? Nie moja ona córka, ale będę chodził wszędzie i szukał na was pomsty...
Zgrozicie?
— Za jej śmierć, wy śmierć poniesiecie, krwawa hrabino.
— Ach, tak...
Nagle stała się rzecz nieoczekiwana. Elżbieta dała jakiś znak garbusowi, poczem odskoczyła w tył o kilka kroków. Fitzke wsparł się o ścianę, a w tejże chwili z pod starego osunęła się podłoga.
— Jezus, Marja! — miał tylko czas wykrzyknąć i runął w niespodzianie rozwartą przepaść. Jeszcze sekunda, a podłoga powróciła na swe miejsce i w izbie wygląda-