Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
—   22   —

młodzian. To też, gdy przypasywał do boku złotem nabijaną karabelę, przez zęby, myśląc o pięknej Elżbiecie, mruknął:
— Ano, obaczym...
Odziawszy się i spożywszy przyniesiony do komnaty przez służebne posiłek, zszedł na dół, przez długi szereg pokojów i znalazłszy się na dziedzińcu, jął oglądać zamek.
Wszędzie napotkani hajducy i służba witali go z oznakami niezwykłego respektu.
Zamek, za dnia wydał mu się jeszcze wspanialszy. Pomiędzy dwoma basztami, jedną wyższą, a drugą niższą, mieścił się mur dwupiętrowy. Na dole znajdowała się siedziba hajduków — czyli straży przybocznej hrabiny, tudzież zbrojownia, na górze mieszkania hrabiny Nadasdy i jej służebnic. W mniejszej baszcie gościnne pokoje i tam właśnie nocował, przeznaczenie większej było mu nieznane. Zapewne znajdowała się tam strażnica i punkt obserwacyjny, bo na górze dojrzał uzbrojonego w halabardę hajduka, który wartował tam, rozglądając się po okolicy.
Zamek otoczony był głęboką fossą i stanowił twierdzę, ciężką do zdobycia, co w owych czasach, ciągłych niepokojów, nie przedstawiało nic niezwykłego.
Krążąc po wielkim dziedzińcu zamkowym Górka mimowolnie przypominał sobie słowa Jaśka. Cóż za tajemnicę mógł zawierać zamek, i co za głupstwa plótł chłopak? Że hajducy byli uzbrojeni, od stóp do głów, nie stanowiło nic dziwnego. Że niektórzy z nich spoglądali z podełba ponuro, takiem już musiało być ich usposobienie. Lecz dobrani byli chłop w chłopa i Górka