Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

wieści! — skłamała, poczem dodała chytrze. — Nie mogliście trafić, tedy lepiej kawalerze, niźli przybywając do Czeithy. Pobądźcie u mnie kilka dni, a ja już wam wiadomość o Gaborze zdobędę!
— Zaiste, same Niebo zesłało mnie w wasze, progi, pani! — wykrzyknął ucieszony, sam nie wiedząc w jaką wpada pułapkę.
Naprawdę, mógł się cieszyć. Miast błąkać się po nieznanym kraju i wypytywać dyskretnie o księcia, posostawał tu, przy boku pięknej damy. I misję swą mógł spełnić bezpiecznie. A czarne oczy hrabiny przemawiały doń ogniście...
— Błogosławię fatum — powtórzył — które tu mnie przywiodło!
Teraz Elżbieta uśmiechnęła się czarująco. Wiedziała, co chciała wiedzieć, a Górka pędził, niczem mucha na lep. Obrzuciła raz jeszcze wzrokiem zgrabną postać wojewodzica i jakby stwierdziwszy, że przypada jej całkowicie do gustu, szepnęła.
— I ja się cieszę, kawalerze.

Po obiedzie, przy którym już mowy nie było ani o Gaborze, ani o polityce, lecz Elżbieta jakby umyślnie skręcała tematy na sprawy Amora, co zresztą wówczas było w powszechnym zwyczaju. Górka odszedł do swej komnaty zakochany. Przysięgać był gotów, że w swem życiu nie widział piękniejszej kobiety, a mocny uścisk dłoni księżnej, na pożegnanie, obiecywał wiele.
Jakżeby się ździwił, a nawet przeraził, gdyby mógł się domyśleć, z jaką wizytą, tajemnicza hrabina się udaje.