Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —


Rozdział III.
MISTRZ ATREFIUS.

Hrabina, pożegnawszy Górkę, udała się długim szeregiem komnat w stronę narożnej wąskiej baszty. Lecz, nie weszła do izby, w której wczoraj stary mężczyzna wpadł do lochów.
Obok tej izby w korytarzu znajdowały się małe drzwiczki. Otworzyła je kluczem i szybko pobiegła po małych, kamiennych schodkach, wiodących na pierwsze piętro, na górę. Tam znów znajdowały się drugie drzwi, okute żelazem. I te otworzyła swym kluczem.
Ukazała się niewielka komnata, urządzona dziwnie. Pełno tam było półek, biegnących wzdłuż ścian, na tych półkach ksiąg, flaszek, retort, dzbanów, kadłubów powypychanych zwierząt i ptaków. W głębi izby znajdował się wielki komin, napełniony płonącem drzewem, od którego aż żar buchał po pokoju, przy dużym zaś stole, również zawalonym księgami, siedziała jakaś postać.
Był to wysoki, chudy mężczyzna, ubrany w długą czarną, wyszywaną srebrem szatę, o długiej białej, spadającej na piersi brodzie. Twarz miał żółtą, niczem pergamin, pomarszczoną i wydawało się, że liczy chyba ze sto lat wieku. Siedział, pochylony nad jakimś foljałem i coś w nim czytał. Dopiero skrzypnięcie drzwi wyrwało go z odrętwienia. Spojrzał w kierunku wchodzącej.
— A to, wy, miłościwa pani! — wymówił cichym głosem, nie podnosząc się z miejsca.
— Mistrzu Atrefiusie! — rzekła — ku końcowi się ma już mój eliksir!