Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

przejażdżkę i młody szlachcic polski, znów mógł ją podziwiać w zręcznym stroju amazonki i zachwycać się jej sprawnością na władaniu koniem. Elżbieta prawiła swym dzianetem, niczem najdoświadcześnieszy rycerz, a gdy dla żartów jęli strzelać z łuków do celu w tej zabawie nie ustępowała nikomu.
Nie zdziwiło to bardzo Górki — wiedział bowiem, że madziarskie niewiasty, jeszcze więcej, niżeli polki, od młodu zaprawiają się w wojennem rzemiośle — ale zachwyciło go to ostatecznie.
Teraz, za piękną hrabiną, gotów był skoczyć w ogień i piekło.
Też, gdy spożywał znów sam na sam z Elżbietą wieczerzę nie szczędził jej gorących spojrzeń i zalotnych słówek.
Wydawało mu się, że i hrabina na jego spojrzenia odpowiadała ognistemi spojrzeniami i rada słucha duserów. Ale wszystko to, utrzymane było w granicach takiej przyzwoitości i dworskiego tonu, że wywnioskować nie mógł, czy żywić ma jakieś bliższe nadzieje.
Rozmarzony, lecz niepewny, odszedł do swej sypialnianej komnaty. Nie śmiał Elżbiecie wyznać miotających nim uczuć, by damy tak znakomitego rodu zbyt obcesowem wyznaniem miłosnem nie obrazić.
A gdy legł w swem olbrzymiem, wspaniałem łożu, długo jeszcze marzył o niej.
Wtem.
— Kto tu? — zawołał.
Przysiągłby, że po cichu rozwierają się drzwi i że do pokoju wślizguje się jakaś postać.
— Kto tu? — zdumiony, powtórzył i uniósł się na swem łożu.