mógł się mierzyć fortuną z hrabiną Elżbietą, ale czyż miłość nie równała wszystkiego?
W swem podnieceniu, nie zauważył nawet, kiedy do komnaty wsunął się Jaśko i jakoś niespokojnie kręcił się po pokoju. Spozierał on na swego pana dziwnie, niby zamierzał, coś rzec, a nie śmiał tego wyznać.
Wreszcie, nie wytrzymał.
— Długo tu ostajemy, wojewodzicu? wypalił.
Górka uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Oj, myślę, długo, Jaśku! i
Chłopak skrzywił się niemiłosiernie.
— Nie dobrze, panie!
— Dla czegóż to?
Jaśko zbliżył się do wojewodzica i szepnął mu wprost do ucha.
— Ta cała hrabina, to wiedźma, panie...
Oświadczenie nastąpiło tak raptownie i tak przeczyło myślom, które obecnie zaprzątały głowę Górki, że nie mógł się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem.
— Wiedźma, powiadasz? Skąd ci do łba przychodzą podobne supozycje?
— Wiedźma i tyle...
Teraz rozgniewał się naprawdę.
— Słuchaj-no! — rzekł — Gdybym nie był od rana w znakomitym humorze, palnąłbym cię za podobne gadanie w ucho i basta! Jak śmiesz tak pleść o młodej, dobrej i bogatej pani?
— Ona, młoda?
— No, przecie! Ma lat dwadzieścia kilka...
Jaśko nie, nie zrażony gniewnym marsem, jaki pojawił się na twarzy wojewodzica, znów wymówił cicho.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —