— Czartowska już sprawa, ta niezwykła uroda hrabiny... Ale, nie na tem koniec... Wczoraj, poznałem się z jedną dworką, ma na imię Maryjka i jej matka pochodziła z Polski, z Sandomierskich stron... Ona dobrze mówi po naszemu, to mogliśmy się rozmówić swobodnie.
— Acha! — mruknął Górka, pojmując teraz, skąd pochodziło źródło informacji Jaśka.
Przypominał sobie, w rzeczy samej, że kiedy po południu powracał z Elżbietą z konnej przejażdżki, widział chłopaka, gdy ten rozprawiał z ożywieniem na podwórzu zamkowem z jakąś wcale przystojną dziewczyną. Mniemał tylko, że Jaśko skorzystawszy z okazji wyznawał nadobnej dworce swoje afekty.
— Acha! — powtórzył. — Cóż, gadała?
— Że hrabina porywa do zamku ludzi, przeważnie dziewczyny, a potem więzi je w lochach! Że skrywane to jest w największej tajemnicy, wie tylko o tem ona, ten garbus i jeszcze kilka osób ze służby... Ale Maryjce przypadkiem udało się przeniknąć sekret.
— Nie bredzi dziewczyna?
— Przednigdy! Powiada, że przypadkiem kiedyś podejrzała, jak tam ciągnęli jakąś nieszczęśliwą a nawet przeniknęła, jak się wchodzi do lochów. Że dawnoby stąd uciekła, ale Fitzke ją podejrzewa i dobrze ma na oku. Obawia się o swe życie...
Górka kręcił wąsa w zamyśleniu. Wszystko to było dziwne, ale jeszcze nie przekonywujące. A nuż dziewczyna uległa przywidzeniom i nastraszyła chłopaka?
— Do kaduka! — zaklął. — Więcej nic ci nie rzekła?
— Jeszcze nie wierzycie, wojewodzicu? Rzekła, rzecz najważniejszą. I teraz w lochach znajduje się jakowaś białogłowa i lada dzień życie postrada. Ów stary, które-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 40 —