Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

gośmy spotkali, kiedyśmy wjeżdżali do zamku, przychodził, żeby ją wyprosić i uwolnić. Wczoraj wam o nim wspominałem. Nigdzie go nie widać i Maryjka nie ma pojęcia, co się z nim stało. Albo zabit, albo go wtrącono do lochów.
Chłodny pot zrosił czoło wojewodzica. Przypomniał sobie przygodę z nieznajomym, jego słowa i błagania o pomoc.
— Ilona! — mimowoli wypadło z jego ust posłyszane imię. — Mówił, że szuka Ilony!
Jaśko w dalszym ciągu prawił.
— A oni, żeby lepiej was zmylić, wytłomaczyli wam, że to szalony. Powiadali, że po śmierci córki pomięszało mu się w głowie, nie wierzy w jej śmierć i wszędy jej szuka. Pojmujecie, panie?
— Do licha! — zaklął biedny Górka powtórnie. — A tom ci popadł w kabałę! — poczem czepiając się resztki nadziei, tak ciężko mu było się rozstać z obrazem, wytworzonym w swej duszy o hrabinie, dodał — słuchajno, Jaśku? A nie tumani, dziewucha?
— Maryjka! — oburzenie zabrzmiało w głosie chłopaka. — Ona wam taką rzecz proponuje. Dziś wieczór was zawiedzie do lochów i pokaże uwięzioną panienkę. Jeśli taka wasza wola, uwolnijcie ją, a potem z Maryjką wszyscy uciekniemy z zamku!
— Pomysł przedni! — zawołał ucieszony. Przedni zamiar!
W rzeczy samej było to jedyne wyjście, a Górce odwagi nie brakło. Mógł się osobiście przekonać, czy nie kłamie dziewczyna i wyświetlić straszliwe tajemnice. Gdyby zaś wszystko, co powtarzał Jaśko było nieprawdą, wiedział, jak zuchwałą dworkę ukarać za oszczerstwa.