Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

dobne. Zapewne wyszła o kilka lat później — i znów nie skłamał Jasiek, że zbliżała się do sześćdziesiątki. A przecież wyglądała najwyżej na lat dwadzieścia osiem.
— Na Boga! — mało nie wykrzyknął z przerażeniem. — Toż djabelska sztuka! A ona, ani chybi wiedźma!
Teraz przypomniał sobie różne opowieści o wiedźmach, które, dzięki szatańskim praktykom długo zachowały swą młodość i urodę. Taką samą musiała być i hrabina, bo inaczej tego dziwu, po chrześcijańsku, nie sposób było sobie wytłumaczyć. A on, trzymał całą noc w swych objęciach tę potwórną staruszkę, o ciele młodej dziewicy.
— Chryste, ratuj! — wyszeptał — A nuż czart zagiął parol i na moją duszę!
Wnet, jednak się zreflektował. Jeżeli nawet hrabina jest wiedźmą czy djablicą, całą sprawę należy doprowadzić do końca. O ile sprawdziły się jedne słowa Jaśka i inne muszą być prawdą. W lochach znajduje się uwięziona kobieta, a jego obowiązkiem, jako rycerza jest ją uwolnić. Aby zaś fortunnie spełnić ten zamiar, nie wolno nic dać poznać po sobie, okazać przed Elżbietą najmniejszego zmieszania.
Nadrabiając tedy miną, podążył do jadalnej komnaty, gdzie znajdowała się hrabina.
— Jesteś! — zawołała, na jego widok, biegnąc ku niemu i nie krępując się nawet obecnością służby.
Była prześliczna. Policzki jej płonęły i iskrzyły się oczy, może na wspomnienie pieszczot tej szalonej nocy.
Ale Górka, znacznie lepszym był żołnierzem, niźli dyplamatą. Ledwie uprzejme słowa, wypowiedziane z przymusem, przecisnęły mu się przez gardło.