Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

— W środku goreje... a ciało trzęsie... — znów klapnął z przejęciem szczękami.
— Aj... aj... — zaniepokoiła się. — Idź do twej komnaty i legnij do łoża....
— Najlepiej będzie, jeśli to uczynię. Do jutra przejdzie frybra i znów stanie przed tobą ognisty kawaler! — podniósł się ze swego miejsca.
Ale ona dała wiarę tej udanej chorobie.
— Zaraz przyniosę leki i sama będę cię dozorować! — czule oświadczyła.
Nie wchodziło to bynajmniej w intencje wojewodzica.
— Jeno dziękować mogę... Choć sen uczyniłby mi najlepiej....
Rychło znalazł się Górka w olbrzymiem łożu i pokornie wychylił grzane wino z miodem i ziołami, przyniesione mu przez hrabinę. Później szczękał zębami i trząsł się na swem posłaniu. A potem udał, że zasnął. Trzymał oczy zamknięte, a Elżbieta wreszcie opuściła jego komnatę, może znudzona tym snem, a może nie chcąc mu przeszkadzać w spoczynku.
Opuściła, rozkazując służbie, by nikt nie śmiał wieczorem niepokoić szlachetnego gościa.
Pozostał sam — i głęboko odetchnął.
Niecierpliwie oczekiwał na Jaśka. Wszak, za kilka godzin, miał poznać tajemnicę podziemi zamku.

Rozdział V.
W LOCHACH.

Księżyc płynął nad zamkiem, niczem korab po bezkresnych dalach nieba, była już północ i wszędy zaległa