Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

polsku, wcale poprawną mową. — Nie raz z pod ziemi szpieg wyrasta.
— Gdzie? — chciał zapytać, lecz wtem stała się rzecz nieoczekiwana.
Dziewczyna wsparła się całą swą postacią o jeden z boków kominka, a ten bez szmeru obrócił się na swych zawiasach. Z za niego wyjrzała czarna głębia — wejście do podziemnego korytarza.
— Wejdźmy.....
Wojewodzic ledwie stłumił okrzyk zdziwienia, lecz posłusznie wślad za dziewczyną i Jaśkiem wszedł do ziejącego wilgocią otworu. Komin obrócił się znowu i znaleźli się w całkowitej ciemności.
— Tfu, do licha! — zaklął. — Istny zaczarowany pałac! Ale, cóż poradzim śród tej nocy? Choć, oko wykol, nic nie widać!
— Zaraz będzie światło, wasza miłość! — odparł Jasiek i przy pomocy krzesiwa i hubki, zaświecił łuczywo.
Zgóry, przygotował pochodnię. W jej blasku mógł Górka dobrze rozejrzeć dziewczynę. Na twarzy jej rysował się wyraz dobroci i szczerości, a oczy z wdzięcznością patrzyły na młodego szlachcica, poczciwie.
— Jak doszliście do tych sekretów, Maryjko? — zapytał zaciekawiony.
— Wszystko wam opowiem, wasza miłość! — poczęła tłómaczyć. — Oddawna coś mi się nie podobało w tym zamku. Mieszkam tu już kilka lat, bo gdy matka umarła w Polsce, ojciec wraz ze mną, byłam jeszcze dzieckiem, wywędrował na Węgry i wstąpił do hrabiny na służbę, za hajduka. A gdy legł w jakiejś potyczce z pohańcami, którzy aż pod Czeithe się zapędzili, pozostałam u hrabiny, jako dworka. Prawdę rzecz, nie mogłam