Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
—   57   —

poczuł wojewodzic pod swemi stopami rozmiękłą ziemię.
Maryjka zagłębiła się w ten korytarz, który wił się w różne strony i zda się ciągnął bez końca. Chwilami był tak niski, że słusznego wzrostu wojewodzic, szedł na pół zgięty. Chwilami rozszerzał się w jakieś podziemne izdebki, a wtedy wydawało się Górce, że widzi po kątach leżące kościotrupy.
Raptem, Maryjka pochwyciła go za rękę i cicho szepnęła.
— Zaraz będziemy u celu! Starajmy się czynić najmniej hałasu!
— Czy ją strzegą? — zapytał.
— Tak! — posłyszał odpowiedź. — Ilony strzeże stara wiedźma! Stara i słaba i łatwo dacie sobie z nią radę. Często odchodzi w głąb korytarza, a gdy ostatnio byłam w podziemiach, nie widziałam jej wcale i swobodnie mogłam się rozmówić z panną Iloną. Może i teraz jej nie zastaniemy. Lecz, ostrożność nie zawadzi...
Jeszcze kilkanaście kroków i przed nimi zamigotało słabe światełko. W tem miejscu kończył się korytarz, przechodząc w większą salę. Maryjka dała im znak, aby się zatrzymali, a sama pobiegła na palcach do występu muru. Frzytuliwszy się do ściany, wyjrzała ostrożnie. Poczem skinęła na wojewodzica, by ten się do niej zbliżył.
— Jest tam stara! — oświadczyła. — Coś gada do uwięzionej. Nawet słychać słowa!
Z kolei z za muru wyjrzał wojewodzic, a to co ujrzał napełniło go grozą. Niby scena z Dantejskiego piekła.
Duża, podziemna sala, ledwie rozwidniona mdłem światłem, płonącem w wysoko u stropu zawieszonej la-