tarni, była przedzielona na pół żelazną kratą. Za nią zamknięta, niczem dzikie zwierzę, znajdowała się młoda dziewczyna, zapewne Ilona. Siedziała zgarbiona i nieszczęśliwa na jakimś drewnianym pniaku, a piersią jej wstrząsał płacz. Obok krat zaś, stała istna wiedźma, rzekłbyś tylko co przybyła z Łysiej Góry, z czartowskiego sabatu. Długa, chuda, stara kobieta, o spadających na czoło kosmykach siwych włosów i gorejących nienawiścią oczach. Naigrawała się ona, prawdopodobnie, nad swą ofiarą — może tylko dla tego, że była piękna i młoda — bo szlochy Ilony rozlegały się coraz głośniejsze a z ust wiedźmy wydobywał się zły chichot.
— Nie wydobędziesz się stąd, nie wydobędziesz, jasna panienko — zasyczały w uszach wojewodzica jadem przepojone słowa. — Zginiesz, jak ten twój opiekun zginął!
— Boże! — mówił pełen boleści, melodyjny głos. — Pocóż jeszcze pastwić się nade mną? Czyż wy serca nie macie, kobieto? Więc, on zginąeł?
— Zginął — szydziła wiedźma — jak szczur wrzucony do głębokiej studni! Ciebie spotka inny los! Będzie garbus gardło ci przerzynał nożem, niczem jagnięciu....
Uwięziona na tę pogróżkę nawet nie zwróciła uwagi. Jedno zaprzątało jej umysł i boleśnie targało sercem.
— Iwan! Mój kochany Iwan zginął! Wrzucony do studni!
Krew uderzyła do głowy wojewodzica.
— Nie zdzierżę! — mruknął. — Ubiję tę staruchę!
Już miał rzucić się naprzód, gdy Jaśko przytrzymał go za ramię.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —