Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

Skoro znajdziecie się na wolności i brata odnajdziecie i zamek uwolnicie z rąk pohańców... Da Bóg, wszystko się odmieni! A za śmierć nieszczęsnego Iwana, hrabinę prędzej czy później czeka pomsta... Ja też...
Chciał jeszcze dodać, że służy biednej, pięknej uwięzionej w każdej okoliczności życia swem ramieniem i pomocą, gdy te wywody przerwał głośny okrzyk:
— Oj! — wrzasnął raptem Jasiek. — Wiedźma ucieka!
W rzeczy samej, stara jędza, która po uderzeniu otrzymanem od chłopaka, czas jakiś leżała nieruchomo na ziemi, będąc lub też udając zemdloną, nagle porwała się na nogi i z chyżością, której nikt się po niej nie mógł spodziewać, poczęła umykać w przeciwną stronę korytarza.
— Łapaj! Trzymaj! — ryknął wojewodzic i rzucił się za nią.
Lecz i tym razem Jaśko zdążył go wyprzedzić.
Choć gnała szybko, dopadł ją na zakręcie korytarza i potwornie obalił na ziemię. Tym razem broniła się zaciekle, usiłując ugryźć w rękę chłopaka. Zgniótł ją kolanami, mrucząc:
— Uspokoisz się ty, czartowska babko!
Maryjka, która zdala przyglądała się tej scenie, zawołała:
— Obszukaj ją dobrze, a później zwiąż, Jaśku! Musi mieć klucz w kieszeni. Toć inaczej z za krat nie uwolnimy, panienki!
Kraty, za któremi więziono Ilonę, były zamknięte na dużą kłódkę. Mimo oporu, Jaśko przetrząsnął kieszenie jędzy i z jednej z nich wypadł spory klucz.