Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
—   62   —

— Bierz, Maryjko i otwieraj! A ja jej rączki i nóżki zwiążę, a później szmateczkę wetknę do gęby!
Odpinał swój pas, gdy wtem wojewodzicowi nowy koncept wpadł na myśl. Pojmował wszystko, ale jeszcze jedna pozostawała niejasna sprawa. Tą, tylko stara mogła wyświetlić.
Korzystając z tego, że wiedźma, wciąż przytrzymywana przez Jaśka, leżała w oddaleniu dość znacznem od krat, z poza których Maryjka zwalniała obecnie Ilonę, zbliżył się do niej i udając srodze rozsierdzonego, wyrzekł groźnym głosem:
— Związać i zakneblować, mało! Ja tej matce Belzebuba zaraz łeb utnę!
Chwycił się za karabelę. Stara, widząc, że to nie przelewki, zapiszczała nagle cichym głosem:
— Cóż ci uczyniłam, panie! Daruj życie, wasza wielmożność!
Górce tylko o to chodziło.
— Darować życie? Nie wartaś tego? Pastwiłaś się, czartowska sługo, nad bezbronną panienką! Chyba...
Cień nadziei przemknął w oczach starej.
— Wszystko, co zechcecie, uczynię, panie!
— To powiedz, czemu osadzono w lochach panienkę!
Spostrzegł, jak przerażenie rozlało się po pomarszczonej twarzy staruchy, a bezzębne usta wykrzywił wyraz lęku.
— Wasza wielmożność... Miłościwy panie... Nie żądajcie... Nie mogę...
— Gadaj! — znów porwał się za szablę. — Bo, jak mi Bóg miły, głowę zetnę...
— Panie...