Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.
—   76   —

Obowiązkiem każdego szlachcica, jakiejkolwiekby był narodowości, jest stanąć w mojej obronie....
Z natężeniem śledził wyraz twarzy grafa. Lecz ten odwrócił znowu głowę, niby straszliwe słowa oskarżenia nie dotarły do jego słuchu.
— Nie wierzcie mu... Nie wierzcie... — wołała hrabina.
Graf zeskoczył z konia, i uczynił kilka kroków w stronę nadbiegającej hrabiny. Poczem, przyłożywszy rękę do serca, złożył przed nią głęboki ukłon, niby znajdował się na balowej sali.
— Miłościwa pani...
Górka nie panował nad sobą.
— Czyżeście ogłuchli, grafie? — ryknął wściekły. — Nie słyszeliście, co powiedziałem? A może obca wam jest łacińska mowa?
Może w innym wypadku Hugo von Hermansthal zachowałby się inaczej. Ale, na jego udaną obojętność składały się różne powody. Przedewszystkiem, przybywał do hrabiny Nadasdy w imieniu cesarza Rudolfa, aby skaptować jej względy, i wcale nie miał zamiaru odrazu stawać po stronie jej wroga. Pozatem nienawidził Polaków, gdyż swego czasu z arcyksięciem Maksymiljanem uczestniczył w bitwie pod Byczyną i wraz z nim rozgromiony, dostał się do niewoli, a ród Górków, znany ze swej nieprzychylności dla niemców, był mu specjalnie nienawistny. Dlatego też, lekko tylko powtórnie zwrócił w stronę wojewodzica głowę i powoli dząc wyrazy, odparł:
— Doskonale znana mi jest łacińska mowa i pojąłem, coście rzekli! Ale, nie znam waści! Niechaj przódy z ust miłościwej hrabiny posłyszę, o co rzecz idzie, a