Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
—   89   —

nawet, gdyby kilka dziewic z mego rozkazu zginęło, czyż należy o to mnie tak winić i nazywać zbrodniarką? Widocznie, potrzebne mi to było do jakichś celów. Czyż co dnia tatarskie i bisuramańskie ordy, z zezwolenia swych paszów i książąt, nie porywają i zarzynają setek niewinnych dzieci i kobiet? A jednak z temi samemi paszami później zawieracie ugody i ucztujecie! Życie ludzkie straciło cenę i silniejszy niem włada. A ilu w różnych bojach z twej dłoni śmierć poniosło szlachetnych i zasłużonych mężów? Napewno też spamionyś mnogą krwią, a jednak nikomu na myśl nie przyjdzie mienić cię mordercą...
— Ależ to nie to, nie to... — zawołał, bynajmniej nie przekonany jej sofizmatami — Tam idzie bój, równa walka, a ty...
— A ja — przerwała, — powiadam, że to samo! W jakichkolwiek okolicznościach zabijasz człwieka, jednako winien jesteś jego śmierci... Obojeśmy splamieni krwią, przelaną w różnych okolicznościach...
— Nie! To, co się dzieje w Czeithe jest potworne i ohydne!
— Zaczekaj chwilę, aż ci wszystko wyłożę! Może i mnie znudziło się moje dotychczasowe postępowanie i nieraz żałowałam niektórych uczynków. Ale, posłuchaj! Przysięgnę, na co mam najdroższego, że nigdy już w lochach nie osiędzie żadna uwięziona i gotowam nawet natychmiast uwolnić Ilonę i Maryjkę, ale ty musisz mnie kochać. Również przysięgniesz, że nie opuścisz nigdy, gdybym nawet się stała brzydka i stara...
— Co? — wojewodzic nie wierzył własnym uszom.
— Ja cię miłuję, — wyrzucała słowa namiętnie — z całej duszy i serca! Miłuję, jak nie miłowałam nikogo!