Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

— Jutro, skoro świtanie — padła z wykrzywionych gniewem ust pogróżka — graf Hermansthal odjeżdża do Pesztu, z twemi papierami, do cesarza. A skoro tylko odjedzie, rozpocznie się moja pomsta nad tobą! Już Fitzke ją należycie obmyśli... Ostatnia, dziś noc twego życia... Męcz się przez nią i cierp, w oczekiwaniu tego, co cię jutro czeka...
I rzuciwszy, mu ostatnie, pełne nienawiści spojrzenie, odwróciła się gwałtownie i wybiegła.
Pozostał sam.
Teraz rozumiał, że nic już wyratować go nie zdoła. Przyznając się otwarcie, że wstrętem go napawa i obrzydzieniem hrabina, zranił jej dumę śmiertelnie, a podobnej zniewagi nie daruje żadna kobieta. A może miał zgodzić się pozornie na wszystko? Nie! Rad był i zadowolony ze siebie, iż tak nie postąpił. Wolał śmierć, niźli splamienie swych ust kłamstwem, podłem udawaniem gwoli ocalenia życia. Był Górką, postępował stale, jak mu nakazywał honor kawalerski i sumienie i umrze nie skalawszy szlacheckiego klejnotu.
Tedy, koniec...
Skoro odjedzie jutro graf, jak zapowiadała Elżbieta, rozpocznie się jego męka.
I dzisiejsza straszliwa noc... Długa noc, bez snu w okowach, która sama starczy za najgroźniejszą torturę. Gdyż znajduję się, niczem ukrzyżowany, przykuty do wilgotnego muru i nawet poruszyć się nie może...
— Ha, trudno! — szepnął i jął odmawiać słowa modlitwy, chcąc zaczerpnąć w niej otuchę i odgonić czarne myśli. — Bądź mi miłościw, Chryste...
Godziny biegły za godzinami. Powoli głowa młodego wojewodzica opadła na piersi, przed oczami wi-