Tym razem Jakób pojawił się nie sam.
W ślad za nim postępował margrabia
— Widzę — rzekł swym szorstkim głosem — zbliżyli się waszmoście, pragnąć wieść tem łacniej pogawędkę. Słusznie, czas w loszku się dłuży! Doprawdy żałuję, żem zapomniał nadesłać przez Jakóba buteleczkę wina... Postaram się jednak okazać uprzejmym gospodarzem... i pana Fouché zaproszę na rozmowę, na górę...
Minister milczał i podziwiałem jego spokój. Myślał, zapewnie o tem, o czem i ja myślałem. Myślał czy za pomocą tortur nie wydobyto jakich zeznań z Dubois i jak nieludzkie musiały być te męki, skoro tak bolesnym wołaniem, niedawno jeszcze rozbrzmiewał dom cały. Sam oprawca dał na to odpowiedź.
— Czcigodny pomocnik, ekscelencji — rzekł Fronsac — w czasie miłej biesiady, zechciał po przyjacielsku, udzielić nam paru cennych wskazówek! Teraz ekscelencja... No, hop, podnieś tego psubrata, Jakóbie...
Bijąc i szturchając wyprowadzili go z lochu.
Zacisnąłem zęby i przymknąłem oczy na widok znęcania się nad bezbronnym człowiekiem. To był dopiero początek, co oczekiwało ekscelencję dalej?...
Powoli milknął odgłos kroków.
Bezradnie rozejrzałem się po lochu...
Nagle, koło drzwi, prowadzących do podziemi, posłyszałem szelest, dziwny, ostrożny, jakgdyby ktoś skradał się chytrze a przezornie.