ła służba! W bojach pod Saragossą i w świetnej Somosierskiej szarży... Tam cesarz nas pozdrawiał wołając „niech żyją polacy”, tam zdobyłem tyle upragnione szlify oficerskie...
Piękne to były czasy, my szwoleżerowie jednym z najpierwszych pułków najświetniejszej armji w Europie a niejeden oficer wstępował do nas na szeregowca, zrzekając się swej rangi, byle się znaleść w szeregach, nas szwoleżerów...
Z dumą myślałem, jakie wrażenie sprawić musiał mój awans tam, na moich staruszków, zamieszkałych w skromnym dworku nad Pilicą, jak zmartwić się oni musieli z wieści początkowej o mej ranie — a następnie ucieszyć, iż syn ich jest nietylko zdrów, ale jest podporucznikiem, podporucznikiem gwardji cesarskiej...
Hej! Z podporucznika tak łatwo zostać porucznikiem, kapitanem, majorem, pułkownikiem... ba.. nawet marszałkiem...
Czyż inaczej awansowali Lannes, Bessieres, Murat, Oudinot... tylu innych...
Do stu bomb i kartaczy! Wszak wciąż przebąkują, iż pójdziemy tam, nad Wisłę, rozszerzyć księstwo Warszawskie a odzyskać dawne nasze granice. Przebąkują... to musi być prawda! Napoljon, niby to w przyjaźni i z moskalem i z austryjakiem. Ale, jak, co, wiadomo!
Taka przyjaźń czarta warta! Pójdziemy, a wówczas jakie miny zrobią w Warszawie ci panicze z pod znaków ks. Józefa, Dąbrowskiego i Zajączka, kiedy mnie zobaczą w mundurze oficera gwardji cesarskiej... Ciekawe? A tak ze mnie dworowali, gdym wstępował na zwykłego szeregowca.
Podobny wątek myśli snuł się w mojej głowie... kiedym nagle się ocknął i rozzejrał dokoła...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
5