Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wsadzać nosa do... cudzych spraw... Ha!.. ha!.. ha!.. Ciekawe były listy?
Minister policji, poruszył ustami, niby żując coś nie bardzo smacznego. Opanował się wnet jednak, stary wyga a dworak — i mówił grzecznie:
— Kapituluję, wasza cesarska wysokość! Sądzę, odtąd zgoda zapanuje między nami?
Księżna teraz śmiała się głośno.
— Ekscelencja pragnie zostać moim przyjacielem?
— Zawsze nim byłem!
— No... no... no... a ta ostatnia rozmowa u mnie...
Fouché skrzywił się niemiłosiernie.
— Bo, też... wasza cesarska wysokość... wiecznie wyimaginuje sobie... niewiedzieć co... Wówczas proponowałem usługi... a...
— Rozumiem! Zresztą mniejsza! Zobaczymy, jakiem nadal będzie sprawowanie waszmości... i jak długo wytrzyma, aby nie intrygować wspólnie z Józef...
— Ale...
— Już milczę! Pardi! Niechaj będzie zgoda! Tembardziej, iż dla imć Fouché, wiecznie wszystko dobrze się kończy...
— Jakto?
— Pojechał węszyć... sprawy damskie... ha... ha... ha... a przypadkiem odkrył spisek...
Fouché uśmiechnął się z zadowoleniem:
— Wszyscyśmy mimowolnie oddali wielką usługę najjaśniejszemu panu! Związek Świętego Ludwika należał do najniebezpieczniejszych tajemnych bractw, a Fronsac do liczby najbardziej odważnych i nieprzebierających w środkach przeciwników... Resztę zamachowców, którzy wciąż oczekują z niepokojem na wieści z Blois, uda się ująć łatwo...

109