Reszta uroczystego zdania utkwiła w mem gardle. Wzruszony, spozierałem na jej bladą twarzyczkę, przesłoniętą jakimś wyrazem jakby lęku, czy zniechęcenia, na jej bezbrzeżnie smutne oczy. Miast wytartego, mdłego frazesu pragnąłem ot, szczerze, po żołniersku, wypowiedzieć słowo pociechy, lecz zaiste, trudno mi było takie dobrać, by nie urażało jej afektów. Wszak ten zbój, Fronsac...
— Zechce waćpan podziękować księżnej — posłyszałem odpowiedź — za jej zainteresowanie się moją osobą.
— Pani postąpiła po bohatersku!
— Postąpiłam tylko, jak na uczciwą kobietę przystało!
Wskazała ręką, bym zajął miejsce.
— Zapewne ciekawi waćpana — jęła mówić — czemu znalazłam się w Blois w towarzystwie... nieboszczyka... mego stryjecznego brata...
— Nie śmiałem zapytywać?
— Chętnie tę sprawę wyjaśnię. Radam z tego względu, iż widzę waćpana. Nie pragnę, aby najlżejszy cień nawet, padł na moje postępowanie... Czynię tak, nie przez obawę... przed panem Fouché, lub przez chęć oczyszczenia się z zarzutów należenia do spisku, lecz...
— Ależ, pani... — zaprotestowałem gorąco.
— Za czasów wielkiej rewolucji, stryj mój, u którego się wychowywałam, jako sierota, gdyż rodzice moi umarli, kiedy byłam dzieckiem — uciekł ze mną i swym synem.. Arturem.. przed prześladowaniem, może przed gilotyną, do Anglji... W Londynie żyć nie było łatwo. Jako kilkunastoletnia dziewczynka, ciężko musiałam pracować, później nauczyłam się robić sztuczne kwiaty... Ale to niema nic do rzeczy... Przed paroma laty zmarł
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
129