ma podobno na imię Stanisław i jest przystojny... Czy i pan porucznik... Stanisław?
Udobruchany nieco roześmiałem się szczerze.
— Zgadłaś moja obywatelko! W rzeczy samej, na imię mi Stanisław, ale i inne u nas też bywają imiona... Ażeby cię przekonać, rozpowiem o twojej oberży kolegom, którzy niechybnie zapragną zobaczyć, tak miłą gosposię...
— Bardzo, bardzo proszę! I pan porucznik niechaj też częściej zagląda! Do nas bardzo blizko ze stolicy, tylko trzeba jechać nie tą drogą, na prawo... pan zdaje się z prawej strony przyjechał... a na lewo...
— Wiem — poświadczyłem, choć z jej ust dopiero dowiadywałem się o należytym kierunku, rad iż nie muszę rozpytywać o drogę, a tem może dostarczyć, z tyłu siedzącym huzarom, powodu do dowcipków, z przyczyny mej nieznajomości okolic Paryża — wiem i nie omieszkam wizytę powtórzyć!
— Będę czekała — szepnęła cicho — bardzo lubię oficerów... męża mam starego... i nudzę się tu sama...
Co powiedziawszy, szybko uciekła za szynkwas, gdzie z miną poważną, jęła gospodarzyć śród flaszek i gąsiorów.
— Wcaleś moja acani, niczego — pomyślałem nabijając lulkę a pociągnąwszy francuskiego cienkusza z kubka — wcaleś niczego i w rzeczy samej, warto będzie te odwiedziny powtórzyć. No, a teraz przyjrzyjmy się tym pankom od Bercheny’ego, bo, jak jeszcze który, choć nieznacznie się skrzywi, to jakem szwoleżer i szlachcic polski, mimo wszystkich zakazów przeciw pojedynkom cesarza... nie przepuszczę... Wykręciwszy się nieco z zydlem, śmiało spojrzałem na dudków..
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
8