— Wolałbym, pani, mniej świetną pamiątkę...
— Bierz i nie mówmy o tem... Czyż nie narażałeś dla mnie życia....
Zaiste, narażałem życie dla niej, choć wówczas nie czyniłem tego dla jakiejkolwiek zapłaty! Gdy jednak nadal wciskała mi puzderko do dłoni, przyjąłem je, acz niechętnie, nie chcąc księżnej obrazić.
— Wdzięcznym, ale...
— Basta, caro mio! Jeśli pragniesz mi przyjemność uczynić, to nałożysz je jutro na paradę! Wszak jutro parada... mówił mi cesarz...
Skinąłem głową, przypominawszy sobie, słowa Wąsowicza, wyrzeczone do mnie przed paru dniami, o mającej się odbyć wojskowej rewji, na podwórzu Tuileryjskiego pałacu.
— Będę się przyglądała wam z okna wraz Józefiną i doprawdy przykrość mi uczynisz, jeśli nie przypniesz zapinek...
— Obiecuję! Toż dumny jestem, mogąc się pochwalić podobnie wspaniałą ozdobą!
— Idź już... Lecz mam wrażenie, iż jutro, po paradzie, odwiedzić mnie zechcesz... i oświadczysz mi swą gotowość wyjazdu do Turynu... Natychmiast rozmówiłabym się z bratem, ranga kapitańska pewna...
— Och...
— Nie przerywaj, nie dawaj mi dziś odpowiedzi... Będę cię oczekiwała jutro, sama, po południu, przejście znasz... Zastanów się!
Znów zbliżyła się poufale.
— Mam nadzieję, iż mniej skromnym jutro okaże się porucznik i że... zastosujesz się do mojej prośby! Nie napotkałam jeszcze mężczyzny, któryby śmiał się sprzeciwić mojej woli... lub nie był powolny... choćby moim kaprysom...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.
146