Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sądzę, wyruszymy wnet. Już ósma wieczór. Miał być o szóstej... — zabrzmiał melodyjny głos. — Nie przyjedzie...
— Więc mam szykować się do odjazdu?
— Tak!
Woźnica wyszedł, nieznajoma zastukała na szynkareczkę, aby uiścić swój rachunek.
— A więc miało być słodkie randez-vous, które się nie udało... mówił teraz starszy huzar... Hm, biedna dama! Nie dziwię się, iż siedziała markotna! Ale też sobie i miejsca wybiera, na spotkania!
— Tam do czarta! — krzyknął niemal głośno jego towarzysz — a możebyśmy tak nieobecnego zastąpili!
— Wcale niezły pomysł, tylko spiesz się, bo już odchodzi!
W rzeczy samej, nieznajoma powstawała, kierując się do wyjścia. Szła powoli, majestatycznie, nie zwracając na obecnych uwagi, gdy oficer poderwawszy się szybko z miejsca, zastąpił jej drogę.
— Madame!
— Doprawdy, nie pojmuję?... — bąknęła zdziwiona.
— Właśnie widzieliśmy, że pani siedzi sama, się nudzi i dlatego tak rychło opuszcza ten przybytek.. Sądziliśmy więc...
— Proszę mnie przepuścć! — rzekła ostro, przerywając potok wymowy pjjanego.
— Zaraz, zaraz, ma toute belle! Więc, pragnęliśmy zaprosić o towarzystwa...
— Wstyd, aby huzar francuski zaczepiał niewiasty, które nie dają do tego żadnego powodu! Proszę pozwolić mi przejść!
— No... no... myślę, że bardzo wielkie damy

10