Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

ofiaruje mi księżna upominek, mogący pociągnąć za sobą pewną niełaskę?...
Zbyt późno wspomniałem i o tajemniczem ostrzeżeniu, znalezionem w koszarach i o nieznajomym człowieku, który mignął niczem cień, kiedym po raz ostatni, nocą, opuszczał pałacyk Pauliny. Przypominałem sobie również i wzmiankę cesarza o polaku i zapowiedź jaknajsurowszej kary, w razie ujęcia winnego amanta. Tak, pilnowano księżnę Borghese ze wszech stron, chcąc wytropić następcę Canouville‘a a wrazie wytropienia, ukarać go surowo...
Jestem zgubiony! Bo i któż pośpieszy na mój ratunek! Kto osłoni mnie przed gniewem monarchy? Jedna Paulina chyba...
Ach, ta Paulina! Przy swojej lekkomyślności, mimo, iż wie, żem przez nią popadł w biedę, jutro o mnie zapomni, jak zapomniała o Canouville’u, a wynajdzie sobie innego... adjutanta... czy szambelana... O czemuż gniadosz wówczas nie okulał, kiedy mnie licho poniosło do podmiejskiej oberży, czemuż po drodze raczej nie padłem z ręki opryszków... miast się w przyjaźń uwikłać... z tą lekkomyślną, choć cesarskiej krwi osobą...
— O ile lżejby na sercu było — posłałem jej pobożne życzenie — żeby ciebie tak twój brat, najjaśniejszy pan, choć na tydzień wsadził do aresztu, o chlebie i wodzie! Wnetby ochota do amorów odeszła!
W celi powoli jął zapadać zmrok.
Przywarłem rozpalonem czołem do żelaznych krat, zasłaniających okno i przed mojemi oczami zarysowały się szare kontury domów, w których gdzie niegdzie zapalano światełka. Patrzyłem tak na te światełka, myśląc, iż tam, hen, przy ulicy de la Vielle Lanterne, również zapala się światło, w oczekiwaniu na moje przybycie i że przy nim

173