spędziłeś u mnie... — badała, powodowana zazdrością.
— Po opuszczeniu wczorajszego wieczoru pałacyku waszej cesarskiej wysokości, udałem się do panny Simony, gdzie zdążyłem na czas, by ją uchronić od napaści szaleńca Jakóba... Później...
— Rozumiem — przerwała — później wyznaliście sobie miłość... O tym napadzie też słyszałam, jeno nie wiedziałam, żeś tam był na miejscu... Fouché przypisał sobie całą zasługę ujęcia zdrajcy... Mniejsza z tem...
Istotnie, mniejsza z tem było, iż Fouché miast mnie otrzyma pochwałę. Do tylu jednak niespodzianek jużem przywykł...
— Mniejsza z tem... — rzekła zawzięcie. — Więc porucznik czułe prawił mi słówka, by później spieszyć do innej i jej podobne wyznania powtarzać?...
Biła mnie teraz własną bronią. Toć nie mogłem jej szczerze opowiedzieć, nie obrażając ostatecznie, żem bełkotał jakieścić zdania bez związku, byle co rychlej, wydostać się od niej.
— Wasza cesarska wysokość, zechce dobrze sobie przypomnieć moje postępowanie...
— Pamiętam, znakomicie pamiętam!...
— Przecież ja...
— Pamiętam... i to ci powtórzę... żeś obłudnik, fałszywy... bez czci i wiary...
Niby grom uderzył we mnie z jasnego nieba. Na te niezasłużone zarzuty nie byłem przygotowany.
— Ja?
— Ty!
— Ale...
— Milcz... Jestem włoszką, a obraziłeś mnie tak, jak nigdy nikt mnie nie obraził Cesarza
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
179