Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

W tejże chwili rozległ się lekki stuk i w drzwiach gabinetu pojawił się Fouché.
— Najjaśniejszy pan mnie wzywał?
— Tak — rzekł cesarz, spoglądając na niego — czemuś mi nie zameldował, iż to właśnie ten porucznik, ujął przedwczoraj zdrajcę na ulicy de la Vieille Lanterne, a natomiast podsunąłeś mi raport, iż kręcił się po placu St. Honorée?...
— Bo... bo... bo... zajść musiała pomyłka!.. Ci polacy tacy podobni do siebie — mruczał minister, szukając wymówki — A przy ulicy de le Vieille Lanterne, to był on istotnie... Tylko nie chciałem go umyślnie w tą całą aferę plątać... Porucznik jako wojskowy, niema czasu stawiać się na różne badania, świadczenia...
— Ale ty miałeś wielką ochotę otrzymać order! — przerwał mu cesarz.
Fouché umilkł i wyglądał nieco przybity. Korciło go zapewne, nie przyłapanie na kłamstwie, gdyż do tego przywykł, lecz korciło, iż z sytuacji obecnej nic nie rozumiał i że czuł się całkowicie zwyciężony przez... dyplomację niewieścią!

Kiedyśmy opuścili gabinet Napoljona, jąłem dziękować jej cesarskiej wysokości za prawdziwie szlachetne a niespodziewane wystąpienie.
— Ma wasza cesarska wysokość — zawołałem żywo — najoddańszego we mnie sługę!
Przerwała mi ta najlepsza, choć lekkomyślna dama:
— Nie sługę pragnę widzieć w waćpanu, ale przyjaciela!
Poczem, nachyliwszy się blizko, szepnęła tak, aby posłyszeć nie mogła, postępująca z tyłu Simona:

192