Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc?
Nieznajoma, jakby sądząc, iż pierwsza winną jest wyjaśnienie, poczęła:
— Oczekiwałam na kogoś, kto miał przybyć w bardzo pilnej sprawie i nie przybył... Wybrałam tą oberżę, sądząc, iż w niej nikogo nie napotkam...
— Tymczasem, bywa tam pono wielu oficerów... zdaje się gwoli przystojnej gosposi...
— Nie powinnam była wchodzić.. ale zimno dojmujące na dworze... Nie mogłam wszak godziny marznąć w pojeździe... Co za straszliwa nauka! Boże! aż boję się pomyśleć... gdyby nie pan...
— Et, wspominać nie warto!
— Porucznik sobie nie imaginuje, z jak przykrej opresji mnie wyratował!
Zamilkła. Ja również nie wiedziałem, co dalej prawić, chcąc podtrzymać rozmowę. Korciło mnie, aby dowiedzieć się czegoś bliżej i zobaczyć oblicze nieznajomej. Lecz należało postępować oględnie a politycznie. To też po dłuższym namyśle, podczas gdy ona wciąż siedziała zatopiona w rozważaniach, odezwałem się nagle:
— Przecenia miłościwa pani moje zasługi! Com uczynił, uczyniłby każdy inny na mojem miejscu! Lecz, gdybym w dalszym ciągu na co mógł być przydatny... jestem na rozkazy...
— Ach, nie... Dziękuję... Może później... Pan jest szwoleżerem gwardji?
— Tak! — potwierdziłem dumny, iż dama odrazu rozeznała mój mundur — Z pułku lekkokonnego, ulubionego pułku cesarza Napoljona! Jesteśmy polacy i wszyscy w obronie najjaśniejszego pana, ojczyzny i... czci niewiasty na kawałki damy się porąbać... nie, raczej na szablach, zawsze rozniesiemy naszych nieprzyjaciół...

14