Dama, żona generała, której prostego pochodzenia, zapewne nie pokryłaby najpiękniejsza suknia, stała zaczerwieniona, zmięszana, nie wiedząc co począć. Niewątpliwie najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Również najbliżsi tej scenie, w trwodze z opuszczonemi oczami, oczekiwali, na którego z nich z kolei, niezadowolenie cesarza spadnie.
— A ty Junot — grzmiał głos Napoljona, który teraz strofował jednego ze swych ulubionych generałów, Jounot’a, księcia d’Abrantes, gubernatora Paryża — znów zgrałeś się w karty i myślisz, że za ciebię zapłacę! Zapłacę, bo co mam zrobić! Ale, żeby mi to było po raz ostatni! A za aktorkami też przestań biegać, bo ci to wcale nie przystoi!
Cichy śmiech pobiegł po zebranych. Uśmiechała się nawet księżna d’Abrantes, bardzo wytworna pani, przyjaciółka cesarskich wysokości, której, choć zdawna przywykłej do niewiernostek męża, podobne jednak publiczne strofowanie, nie mogło być jej miłem. Jeden Junot, niewiele zdawało się, przejmował publicznem napomnieniem, więcej rad z zapowiedzi spłacenia długów.
Dwie wygłoszone admonicje nie udobruchały Napoljona. Przypatrywał się obecnie jakiejś młodej damie, która pod jego wzrokiem to czerwieniała to bladła.
— Hrabianko Saint-Cere, jest pani stanowczo za chuda — odezwał się nagle — że pani pochodzi ze starej szlachty, to jeszcze żaden dowód, aby wyglądać, jak strach na wróble!
— Nie moja wina, najjaśniejszy panie! — szepnęła ta dość cicho.
— Hm... zapewne... — burknął cesarz, zmiękczony widokiem panny, której kręciły się łzy w oczach. — Ale trzeba na to znaleźć radę!... Hm... Wydamy panią za mąż! Duroc! Przypomnisz mi
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
27