Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

zbliżyła się do miejsca, w którym stałem, nagle jej oczy, dotychczas obojętnie błądzące po sali, zatrzymały się na mojej postaci i spotkały z mojem spojrzeniem. Trwało to chwilę może, lecz zauważyłem najwyraźniej, jak na jej twarzy odbiło się zdumienie i oblał ją nieco silniejszy rumieniec.
Poznała...? Więc ona?
I znów zdawało mi się, że jej wzrok z pod opuszczonych teraz rzęs, wciąż spoczywa na mnie, dopóki pary nie przesłoniła innych, tańczących ciżba.
Było jasnem. Zarówno ona mnie poznała, jak i ja ją poznałem. Teraz jasnem było, czemu wczoraj tak starannie osłaniała twarz i czemu wymogła na mnie słowo, abym nie usiłował się dowiadywać, ani kim jest, ani dokąd się udaje. Lecz w takim razie, co robiła w oberży? Aczkolwiek cała przygoda, miała niezwykły i dziwny charakter, cóż wreszcie mogło mnie to obchodzić i czemu tyle nad tą sprawą łamać sobie głowę? Zapewne księżna miała jakieś spotkanie...
— Zaprezentować cię damie? — posłyszałem głos Wąsowicza.
— Nie mam ochoty do tańców!
— A na co cię tu zaprosili? Szwoleżerowie są potrzebni do bitwy... albo dla zabawy dam. Niech tylko dojrzy Duroc, że tak stoisz, zaraz przyjdzie, admonicję wypowie i każe obtańcowywać jaką chudą hrabiankę.!.
— Et...
— Napewno się to stanie! Lepiej, ja cię przedstawię, której przystojnej niewieście...
— Doprawdy, nie mam chęci! Może mi się jako upiecze!
— Właśnie! Masz Duroc’a! Dojrzał, że próżnujemy!
W rzeczy samej, zbliżał się do nas wielki

32