nic rażącego. Raczej za przystojnego mógł uchodzić kawalera, bo wzrost miał średni, rysy dość regularne a pełną twarz okalały ciemne bokobrody. Lecz całość wrażenia psuły oczy, rzekłbyś baranie, wytrzeszczone, o tępym i głupim wyrazie.
Postawszy tak chwilę koło drzwi, uniósł nagle palec do góry i rzekł tajemniczym głosem.
— Tam jest Fouché!
Milczałem, nie mogąc mu przytwierdzić.
— Tam jest Fouché — powtórzył — o... jak tam on jest, ja do księżnej nie wejdę! Pan zna Fouché’go?
— Obowiązkiem moim — odezwałem się politycznie — jest znać ministra policji, księcia Otranto.
Borghese zasępił się.
— Kanalja wielka a nie książe — rzekł z nagłą złością — wielka kanalja i szpicel... Nie wiem, poco Paulina go przyjmuje... Niedalej, jak przedwczoraj, obgadał mnie przed cesarzem, że upiłem się z moim woźnicą...
— Hm — chrząknąłem jeno.
— Tak... tak... strzedz się trzeba... on zawsze przyszykuje jakieś paskudztwo...
Udzieliwszy mnie tego doniosłego ostrzeżenia, jego cesarska wysokość znów się przeszedł po pokoju, poczem przystanął przedemną, jakgdyby go dopiero teraz zastanowiła moja obecność.
— Pan do księżnej? W jakiejś sprawie osobistej?
— Ta... ak... — bąknąłem zmięszany.
— Nie pytam w jakiej! Wiem, że Paulina tego nie lubi...
Odetchnąłem, myśląc jak to dobrze być tak dyskretnym mężem, podczas gdy on prawił dalej:
— Widzę z munduru... porucznik, szwoleżer gwardji... pewnie urlopowany... polak.... Bardzo lu-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
42