Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

pewno mu naplotkował Fouché, albo Józefina... Rozgniewał się ogromnie, była taka burza, że aż Kamil mnie pocieszał... Wreszcie wszystko na Julku się skrupiło... Wysłał Canouville’a natychmiast do Portugalji, w pierwszą linję okopów, bo tam wojna się toczy... Napewno mi go zabiją... povero amatissimo amante... — tu księżna przytknęła maleńką, koronkową chusteczką do oczu.
Siedziałem w milczeniu, nie śmiąc odezwaniem niestosownem, urazić serdecznego bólu pani.
— Przed wyjazdem — mówiła dalej, uspokoiwszy się nieco — miał mi zwrócić moje listy. Ponieważ byłam śledzona a cesarz jaknajsurowiej zabronił, choćby raz jeszcze z Julkiem się spotkać, ułożyliśmy potajemnie, iż będę oczekiwała na niego w owej oberży, gdzie sądziłam, iż nikt mnie nie pozna... Co było w oberży pan wie... Julek przybyć nie mógł, bo pilnowano go zbliska... Wieczorem odjechał, lecz zdążył mnie zawiadomić — tu wyciągnęła list z za gorsu — iż listy znaldują się w zameczku Blois, stanowiącym jego własność, niedaleko od Paryża, na przechowaniu u starego sługi... Sługa wyda je w każdej chwili temu, co przedstawi ten oto pierścień...
— Doskonale! Więc o cóż wasza cesarska wysokość się trapi?
— Najprzód — łzy już jej oschły i rzuciła na mnie jedno z najbardziej czarujących spojrzeń, od których stopniałby nawet pancerz a nie zwykła pierś żołnierza — najprzód, mieć muszę kogoś zaufanego, wiernego, poczciwego przyjaciela, któryby te listy zgodził się do Paryża dostarczyć... Jestem ze wszech stron otoczoną przez szpiegów, służbie zaufać nie mogę, ani też nikomu z otoczenia się zwierzyć...
— Jeśli tylko o to chodzi... — rzekłem poryw-

49