Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Skąd, w jaki sposób, w głowę zachodzę, przypuszczam, iż cała moja korespondencja jest otwieraną... zresztą sama nie wiem... Otóż Fouché, ten arcy-krętacz, straszył i to z wielkim naciskiem, iż listy są w niebezpieczeństwie i że on jeden może je wyratować...
— I postawił swoje warunki?
— Warunki? — krzyknęła Paulina z gniewem — za drzwi wyrzuciłam go z jego warunkami... Osioł, usiłował mnie pocałować...
— Łotr... — przywtórzyłem porywczo, gdyż na samą myśl o zetknięciu tego lisa z uroczą księżną, porwała mnie nieopisana pasja.
— Jestem więc teraz narażona i na jego zemstę... Może sam zdobyć listy i je doręczyć Napoljonowi, lub Józefinie... A Józefina potrafi je zużytkować... wie iż namawiałam brata do rozwodu... Trzeba więc działać, nie czekając chwili.
— A może stary służący potrafi ochronić, od wrogich zamachów, cenny depozyt?
— Może... nie wiem... szaleję... Skąd oni, skąd Fouche wogóle wie o listach? Czy wie, gdzie się znajdują? Poruczniku, musi pan jechać natychmiast!
— Jużem gotów, wasza cesarska wysokość!! — wykrzyknąłem, porywając się z miejsca.
Paulina również powstała, zbliżyła się do mnie i oparła swe obnażone rączki, od których aż biło ciepło, na moich ramionach,
— Do Blois nie tak daleko... jeśli wyjedzie pan dziś w nocy jeszcze... tylko trzeba się przebrać po cywilnemu, aby nie zwrócić uwagi... będzie tam jutro koło południa... Drogę szczegółowo wskażę... Tam waćpan zabawi najwyżej parę godzin... i będę oczekiwała go z powrotem pojutrze rano... och, z jakim niepokojem będę oczekiwała..

51