łem się nagle z osobami, o zetknięciu z któremi nigdy nie śmiałem nawet zamarzyć.
A może z tegom się cieszył, choć właściwie sam nawet wstydziłem się przyznać przed sobą, iż gorące, kraśne, wilgotne, niczem leśne maliny, wargi, przywarły na chwilę do mego czoła a usta wyszeptały słówko... od którego zakręcić się mogło w głowie...
Tam do licha! A w rzeczy samej, nie miałem z czego się cieszyć, gdybym nie był takim szałaputą a zawadjaką, jakim był każdy szwoleżer gwardji!
Toć właściwie, niewiedzieć poco, wplątałem się w dziwaczną przygodę, w szereg intryg dworskich, do których mnie oficerowi, było w rzeczy samej zasię! W razie niepowodzenia, lub jakichkolwiek powikłań, groziły mi bezwzględnie przykrości... tfu... może kara, nawet degradacja. A nagroda... toć łaska księżnej Pauliny, w oczach cesarza, oznaczała niełaskę raczej. Czy mogła mnie, kapryśna i lekkomyślna pani, osłonić przed gniewem potężnego brata.. Ładnie wyszedł Canouville na tej... przyjaźni...
Kiedym trzeźwiej zastanowił się, w jaką szalona przygodę, żem się wplątał — dotychczas przez szereg godzin żyłem, niby w gorączce — ażem jęknął i mimo przejmującego chłodu, zrobiło mi się ciepło.
— Et strachy — pomyślałem — wszystko dobrze się skończy — i by dodać sobie animuszu jąłem nucić piosenkę:
Na łbie kresa, w mieczu szczerb
A na czole z wina pąs
To mojego rodu herb
Golę brodę, wara wąs.