Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

bo jego sprawa, to nasza sprawa... Lecz skąd wam podobne odezwania się przychodzą?...
Roześmiał się cicho.
— Jeno wielmożnego porucznika wypróbować chciałem, czy naprawdę oddany cesarzowi i rodzinie cesarskiej!
— Takiś, ptaszku!
— Ha, ha, proszę się nie gniewać! Lepiej odkorkuję trzecią butelkę!
Znów wyciągał z pod stołu pękaty gąsior, który wydał mi się kuszącym, niby najwdzięczniejsza panna...
— Trzecią, powiadasz... Cóż, nie odmówię!... Widzę, całą piwniczkę pod stołem założyłeś: Ależ filut z ciebie, kochanku!
Trzecia butelka przypieczętowała naszą amicycję mocno. Wypiliśmy więc, raz jeszcze za cesarza, później za cesarską rodzinę z księżną Pauliną, honestissime, na czele... Później począłem staremu wykładać, aby należycie pojął nasze znaczenie, iż to z nami, szwoleżerami, nikt w zawody iść nie może, chyba niektóre huzarskie pułki Murata, no i z piechurów, grenadjerska stara gwardja... Właściwie to niewyjaśnione, bo piechur nie taki prawdziwy żołnierz, jak kawalerzysta, a należy jeno tak mówić, bo niewiedzieć czemu, cesarz tych wąsali ukochał okrutnie... A że przy tej okazji, wymieniając różnych dowódców, wymieniło się i Murata i Dąbrowskiego i księcia Józefa i Zajączka, piliśmy ich zdrowie, pokumani coraz bardziej.
Stary dzielnie dotrzymywał placu, choć łyknął nieco mniej odemnie. Był jednak tak usłużny, grzeczny a z respektem, iż coraz większy czułem doń przypływ afektu. Kiedyśmy tedy zakończyli szereg wielkich wodzów naszych a nie przepomnieli i o naszym szwoleżerskim dowódcy, hrabi

69