Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

gdzieś pod ziemię, ja doręczam jej listy, ona bierze mnie w swoje objęcia i całuje długo i namiętnie... Oj, jak mi dobrze, a od dotknięcia pięknej pani, żar rozlewa się taki, iż mam wrażenie cały płonę...
Lecz nagle...
Nagle chwyta mnie ktoś z tyłu i powala na ziemię. To Fouché! O łotr! Widzę tę lisią twarz, wykrzywioną uczuciem zemsty złośliwej! Siada na moich piersiach i gniecie! Chcę się otrząsnąć, nie mogę. Tem bardziej, że nie jest sam. Jest z nim zdrajca Dubois, tak Dubois! Ten mnie trzyma za nogi... A gdzie Paulina? Znikła... Ach, jak oni mnie męczą... Wiążą ręce i nogi... Nie, nie dam się! Zerwę te więzy...
Szarpnąłem się z całej siły, obudziłem... lecz nie mogłem poruszyć członkami...
Co takiego?
Ponowiłem wysiłki... daremnie...
W pokoju nie było nikogo, lecz płonęła świeczka. Powoli odzyskiwałem przytomność.
Tak, nie śniłem i nie ulegało najlżejszej wątpliwości! Byłem związany, jak tobół, obwiązany sznurami, byłem bezsilny!

ROZDZIAŁ VII.
W PUŁAPCE.

Jeszcze nie chciałem dać wiary, jeszcze mi się zdawało, iż jest to dalszy ciąg koszmarnego snu, lub skutek wypitego wina.
Jąłem tedy się ciskać, niby karp w sieci, lecz rychło silny ból w rękach i nogach od krępujących sznurów, przekonał o smutnej rzeczywistości, w któ-

72