rą nadal nie sposób było wątpić. Pozatem, w pokoju panował półmrok, lecz zawszeć dosyć widno, aby rozeznać, iż ten co mnie skrępował a związał, zadanie swe spełnił wcale starannie, rzec można po mistrzowsku...
— Bodaj wszyscy czarci... — zakląłem w duchu a z bezsilnej złości i wstydu zakręciłyby mi się pewnie łzy w oczach, gdyby szwoleżerowi w jakimkolwiek wypadku mazgaić się przystało.
Sprawa rysowała się aż nadto jasno...
Kiedym tak leżał uśpiony, któryś z tych przeklętych szpicli, z psiarni Fouché’go, musiał się dostać do zamczyska i korzystając z mego uśpienia i snu starego Jakóba, nas powiązał, niby barany, by tem swobodniej plądrować po domu. Lecz jeśli nawet mnie zmogło... hm zmęczenie... a równie dobrze zmódz mogło i Jakóba, iż obaj nic nie słyszeliśmy, leżąc niby dwa kamienie, toć w domu jeszcze bawili ludzie... Przecież nocował stróż... Jan... wraz z żoną... Dziwnem doprawdy, iż nic nie słyszeli i nie ochronili od napaści, bo wszak napastnik, chcąc dostać się do wewnątrz, musiał wyłamywać okiennice... Dziwne! Choć te szpiegi, to tak działają chytrze a podstępnie, iż zakraść się mogli cichaczem, jak koty... Lecz co z Janem się stało, co się stało z Jakóbem? Pewnie również powiązani — a szpicel teraz przeszukuje kąty... O, gdyby dostać tego łotra w swoje ręce! Poczułby mnie lepiej, niźli wtedy na drodze! Bo to on, napewno, fałszywy imć Dubois! Ale czy znajdzie skrytkę? Dobrze jest umieszczona, za portretem, sam bym nigdy się nie domyślił, gdzie leżą listy... tak... Oj djabli... djabli...
Nagle ogarnęło mnie takie uczucie wstydu, iż czułem jak gorąca fala krwi, poczynając biedz od nóg, z siłą zalewa mi głowę a płoną niczem
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
73