Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

tym miejscu, gdzieśmy przerwali. Obejrzyj sobie ten nóż dokładniej!“
Nieszczęśliwa obiecuje wszystko. Sam, wówczas, odprowadza ją na dół, poczem z rozjaśnionem obliczem spotyka braci w paradnych komnatach, powiadamiając, że żona za chwilę się ukaże.
Istotnie, w chwil parę, pani de Rais wchodzi. Jest blada, jak widziadło. Mąż nie spuszcza z niej na chwilę wzroku.
— „Czy chorzy jesteście, siostro?“ — „Nie, to skutek ciąży“ — a po cichu dodaje „ratujcie, chce mnie zabić“... Drzwi otwierają się z hałasem. Anna, której udało się z baszty wydostać, wpada i krzyczy: „Zabierzcie, zabierzcie nas z sobą! wskazuje na marszałka: „Ten człowiek to zbrodniarz!“
Gilles woła służbę. Orszak rycerzy otacza siostry, dobywając oręż. Dworacy przybywają, lecz widząc, że pani ich się pieni, miast go bronić, stają najwyraźniej po stronie pani. Ta wraz z siostrą i braćmi każe opuszczać most zwodzony i bez przeszkód wychodzi z warowni.
Nazajutrz książe Bretagnji Jan V rozkazał zająć zamczysko, a Gilles de Laval, nie mogąc liczyć na swych ludzi — poddał się, bez oporu. Parlament Bretagnji nakazał ujęcie, jako mordercy; sędziowie duchowni zaś mieli go osądzić za herezję, sodomję i czarownictwo. Jeden głos oburzenia i przerażenia szedł przez Francję: co uczyniono z dziećmi?
Przeszukanie zamku wykazało około dwustu szkieletów, reszta została spalona, lub zniszczona całkowicie. Marszałek stanął przed sądziami arogancki, butny.
— Kim jesteś? — zpytano według zwyczaju.
— Jestem Gilles de Laval, marszałek Bretagnji, pan na