Rais, Machecoul, Tiffoges, de Chautocé i innych — a wy, co mnie pytacie, kim jesteście?
— Jesteśmy twoimi sędziami.
— Wy memi sędziami? Wy banda świętokradców i rozpustników, co sprzedajecie Boga, by mieć rozkosze szatana. Wy chcecie mnie sądzić?
— Niech te wymysły się skończą! Proszę odpowiadać!
— Wolę być powieszonym, niż wam odpowiadać. Dziwię się, że książe powierza wam takie sprawy. Chcecie z nich czegoś się nauczyć, by później robić to samo...
Lecz tupet marszałka niknie, gdy grożą mu torturą. Wyznaje tedy przed biskupem de Saint-Brieuc i przed przewodniczącym Piotrem de l’Hopital swe świętokradztwa, swe zbrodnie; twierdzi że masowe mordy miały za cel niezwykłą rozkosz, jakiej doznawał podczas agonji biedaków. Przewodniczący powątpiewa; bliżej naciera. Wtedy marszałek „Próżno męczycie mnie i siebie! — „Nie męczę — odrzecze de l’Hopital — lecz chciałbym istotną znać prawdę?“ — „Nie ma innej prawdy, niźli to, co rzekłem. Wystarczy, tuszę, by skazać dziesięć tysięcy ludzi!“
To czego nie chciał wyznać Gilles de Rais — to były poszukiwania kamienia folozoficznego we krwi pomordowanych. Sądził, na zasadzie zapewnień nekromanów, że agens uniwersalny życia, da się uchwycić, o ile krew złączyć ze świeżą spermą ludzką. Horendalne wnioski wyciągnął był zapewne z lektury starych magicznych ksiąg, które podając receptę, nie podają jednak jej istotnego znaczenia.
Gilles de Rais został skazany na śmierć. Wyrok przyjął z pokorą.