stkich cłonkach, obrzędy te męczą niezwykle i wywołują chęć snu. Też zaledwie siadł na sofę, zapadł w kamienny sen.
Gdy zbudził się, abbé stał przed nim. Sen trwać musiał parę godzin; potoki światła zalewały pokój, Eliphas wypoczęty i wzmocniony czuł głód porządny.
Przeraziło go blade oblicze gospodarza i jego błędny zwrok. Ten rzekł „Drogi przyjacielu, prawdziwie mi przykro, lecz, jako wtajemniczony, zrozumiesz, że teraz nie mam prawa ofiarować ci posiłku, Dlatego pragnąłem byś nabrał sił, śpiąc jaknajdłużej. Teraz południe, godzina zaklęć się zbliża. Muszę cię prosić, byś się przebrał, co rychlej“.
Niechętnie wstał Eliphas i równie niechętnie oblekł w ornat djabelski. Potem udał się za starym do sali, która za miejsce wczorajszej nieudanej ewokacji służyła. Była zmienioną całkowicie. Okna i lustro zostały zawieszone czarnemi chustami; na ukos przebiegał czerwony chodnik. Meble usunięto, stół wyniesiono. Abbé kolejno zapalał pochodnie: potem rzucał liście do odnośnych kadzielnic. Gdy to ukończył, padł na kolana, dotknął czołem posadzki i rozpoczął zaklęcia w imię Chavajoth, Belialsa i Sachabiela, Potem zwrócił się na cztery strony i wymienił straszliwe nazwy: Lilith, Molocha i Nahemala. A później jął powtarzać długą formułę ewokacji. Mocny, gryzący odór siarki napełnił komnatę. Niebieski płomyk zatańczył z południa na północ, skacząc po mrocznych zakamarkach, a w miejscu, gdzie znikł, wyskoczył ognisty potwór ze ściany i nieruchomo stanął przed abbé. Drżącym głosem zapytał ten o przyczynę choroby księżniczki Mildred.
— Batrachos! — wyskrzeczał potwór dziecinnym głosem i znikł.
Abbé pozostał nieruchomo z czołem opartem o posadzkę.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/141
Ta strona została skorygowana.