okolicach żołądka, zdawało się, zachował nieco ciepła. Leriche poleca rozpalić silny ogień, trze ciało gorącemi serwetami, naciera swem lekarstwem uniwersalnem (miał to być jakiś proszek merkurjalny). Przez cały czas kochanka zalewa się rzewnemi łzami, przywołując najczulszemi słowy zmarłego przyjaciela.
Po półtoragodzinnych zabiegach Leriche przykłada lusterko do ust nieboszczyka: daje się zauważyć, gdyby lekka mgła. Podwajają zabiegi i... po jakimś czasie symptomaty życia występują coraz wyraźniej. Wtedy kładą go do łóżka a w dwie godziny później całkowicie powrócił on do przytomności. Wskrzeszony nazywał się Coudy i żył szczęśliwie od tej pory, nie zapadając nigdy na zdrowiu. W 1845 r. mieszkał w Paryżu na placu Chevalier du Guet Nr. 6. Opowiadał wszystkim o swej cudownej przygodzie; a gdy w nią powątpiewano, dodawał: „śmiejcie się... ale wiem, że gdyby tajemniczy lekarz nie przyszedł... od czterdziestu sześciu lat leżałbym pod ziemią“.
Co się stało z cudotwórcą Lerich’em — niewiadomo.
O ile więc na początku niniejszego rozdziału wystąpiłem tak śmiało z twierdzeniem, że możliwem jest wskrzeszanie umarłych — może nie postąpiłem bezzasadnie.
Śmierć jest widmem niewiedzy, nieistnieje: wszystko żyje w naturze, a ponieważ wszystko żyje — przekształca się i zmienia.
Starość jest początkiem odrodzenia; jest pracą życia, co się odnawia a tajemnicę śmierci zobrazowali starożytni przez fontannę Juventiusa: topi się śmiertelnik w niej, by wyjść z wód, jako dziecko.
Ciało — powiada Eliphas Levi — jest szatą duszy. Sko-