Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

jeśli mam być szczery, daleki byłem od wtajemniczenia innych w arkana magji ceremonjalnej; obawiałem się zawsze dla siebie jej iluzji i zmęczeń; zresztą rytuał wymaga kosztowynych i skomplikowanych przygotowań. Zamknąłem się więc w studjach wyższej kabały i przestałem myśleć o angielskich adeptach, gdy pewnego dnia, powracając do hotelu, zastałem list, adresowany na me nazwisko. Koperta zawierała połowę biletu wizytowego, przeciętego horyzontalnie. Na połówce widniała pieczęć Salomona, zaś na maleńkim świstku papieru skreślono słowa ołówkiem: „jutro, o trzeciej, przed Westminsterskim opactwem okażą panu drugą połowę biletu“.
Zaciekawiony udałem się na to osobliwsze spotkanie. Kareta stała na rogu. Szedłem, trzymając mój kawałek karty; służący zbliżył się do mnie i dał znak, otwierając drzwiczki pojazdu. Wewnątrz znajdowała się czarno ubrana dama, której kapelusz otulał szczelnie gęsty woal; skinęła, bym zajął obok niej miejsce, okazując drugą połowę wizytówki. Drzwiczki zatrzaśnięto, pojazd ruszył, a gdy dama uchyliła swej zasłony, zauważyłem, iż znajduję się w towarzystwie niemłodej już kobiety; z pod siwych brwi spoglądały oczy dziwnie żywe o niesamowitym blasku.

— Sir — rzekła do mnie, z wybitnym angielskim akcentem — wiem, że tajemnica jest silnie przestrzegana między adeptami. Przyjaciółka sir B*** L***[1], która pana poznała, wspominała mi, że proponowano mu doświadczenia i że pan odmówił. Może z powodu nieposiadania przyrządów niezbędnych; pragnę pokazać swój gabinet magiczny, lecz wymagam bezwzględnej dyskrecji.

  1. Sir Lytton Bulver prawdopodobnie.