Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

podobną rozmowę i gdy znów pocznie o samobójstwie — zgódź się!
— Ja mam się zabić dla jego przyjemności? — zawołała przerażona Wisnowska — ani mi się śni!
— Ależ nie o to chodzi! — zaśmiała się przyjaciółka — wcale twojej śmierci nie pragnę! Zrozum! Zgodzisz się pozornie! Musisz mieć w domu jakiś nieszkodliwy, ale srodze wyglądający płyn, najlepiej w butelce z trupią główką... Gdy zacznie straszyć, wlej to najspokojniej do swojej i jego szklanki i patrz, czy wypije... Gdyby zechciał wypić, tej ewentualności nie przewiduję, porwiesz oczywiście truciznę i ciśniesz w kąt, aby się nie poznał na podstępie... i odegrasz wielką scenę powrotu do życia... Ręczę jednak, że nie wypije... i sama się przekonasz, że śmiać się możesz z jego pogróżek...
— Masz rację! — zawołała Wisnowska, któjej zabłysły oczy — dziś jeszcze tak uczynię!...

∗                    ∗

Tegeż wieczoru Bartenjew miał być na kolacji u aktorki. Gdy przybył, przywitała go czulej niż zwykle a w czasie wieczerzy miała tak strapioną i melancholijną minę, że kornet nie omieszkał z niepokojem zagadnąć:
— Co się pani stało, panno Marjo, jest pani dziwnie zmieniona?