Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

— Och! — syknęła boleśnie, robiąc tragiczny wyraz twarzy — Och! Nasze życie to męka!
— Męka! — powtórzył, dostrajając się do jej tonu.
— Aha! Wstęp dobry! — pomyślała z tryumfem, — nie darmo jestem aktorką, potrafię zagrać i nie na scenie. — Oczywiście męka! — podkreśliła raz jeszcze. — Tak się mordować, bez żadnej przed sobą przyszłości!
— Jakto bez przyszłości?
— Rzecz prosta! Pańscy rodzice nigdy na ślub się nie zgodzą, gdy się o wszystkiem dowiedzą mogą cofnąć zasiłki, będzie pan musiał z pułku ustąpić... Mnie, zdaje się, zmuszą do zaprzestania występów — kłamała w dalszym ciągu.
— Jakto, nie rozumiem? Pani ustępuje ze sceny?
— Tem się skończy! Bojkotuje mnie prasa, że jako polka podtrzymuję znajomość z rosyjskim oficerem!
Twarz huzara zasępiała się coraz bardziej. Machinalnie bawił się kielichem, bezmyślnie patrząc w złocisty trunek.
— Cóż mamy robić? — po chwili zapytał
— Albo się rozstać...
— Nigdy! — zawołał gwałtownie
Zaległo milczenie. Bartenjew wciąż patrzył w kielich, niby zahypnotyzowany barwą wina.
— Ciekawam, co dalej nastąpi, och, jakam